poniedziałek, 27 czerwca 2016

Przypadek Skrajnie Ironiczny: Rozdział I

"Jesteś jak dzieciak trochę, wiesz? Pójdziesz ogolić nogi, wracasz cała we krwi. Cieszysz się jak widzisz balona. Wierzysz w miłość jak nikt inny i kochasz najmocniej na świecie. Przecież ty nie jesteś przystosowana do tego świata. Ciebie boli to, że ktoś krzywdzi, że ktoś umiera, że są wypadki, jest zło, ludzie są zawistni, dziwki są tanie".
— Jennifer Armentrout

~Inagawa, Prefektura Hyōgo

                Spokojnie siedziała na szerokim parapecie, od niechcenia popijając pepsi. Zupełnie tępym wzrokiem wpatrywała się w krajobraz rodzinnej miejscowości. Uwielbiała tutaj przesiadywać za młodu, zerkała wtedy na łagodne wzgórza i mały lasek, wyobrażając sobie hasające tam boginki. Zaśmiała się do własnych niedorzecznych wspomnień, pociągając solidny łyk ze szklanki. Czasami miała ochotę udusić się za własny sentymentalizm, przez który często popadała w wielominutową melancholię. Potrafiła wtedy siedzieć niemal bez ruchu, wpatrzona w tajemniczy punkt znajdujący się naprzeciwko.
                Przeczesała palcami ogniście czerwone włosy, zaczesując je do tyłu. Ambiwalencja wspomnień uderzyła w nią z siłą zabierającą oddech. Z jednej strony tęskniła za rodzinnym domem, z drugiej zaś wiedziała, że życie tutaj usłane różami nie było.
                - Jestem gotowa. – Młoda kobieta uśmiechnęła się delikatnie, stawiając na podłodze pokaźnych rozmiarów walizkę. Czerwonowłosa dopiła swój napój, po czym zwlokła się z parapetu, rzucając ostatnie zamglone spojrzenie na pamiętne pagórki. Westchnęła głęboko, zabierając ze stołu telefon i tomik ulubionej mangi.
                - Kiedy wreszcie zrobisz prawo jazdy? – Sakura zirytowana zasiadła na miejscu kierowcy, patrząc na siostrę z czystym wyrzutem. Lubiła jeździć, jednak sześciogodzinna droga potrafiła cholernie męczyć. Jazda trasą znacząco różniła się od jazdy po mieście.
- Nigdy – prychnęła kobieta, wygodnie się rozsiadając. Zdążyła już znaleźć rozdział, na którym ostatnio zakończyła czytanie. Sklerotyczna część niej często zapominała o zabieraniu zakładek, a kobieta nienawidziła zaginania kartek.
- Lepiej tłuc się komunikacją miejską?
- Oczywiście. Wychodzi dużo taniej, nie musisz skupić się na tym, aby nie pozabijać siebie ani innych. – Wzruszyła ramionami.
- Ale marnujesz czas. – Różowowłosa nastawiła GPS, dwa razy upewniając się czy wybrała odpowiednią trasę.
- Bujda. Powiedz mi w takim razie co ty kreatywnego robisz ze swoim „wolnym” czasem zdobytym dzięki jeździe samochodem? Samochód to skarbonka, żal by mi dupę ścisnął jakbym musiała co chwilę ładować w niego pieniądze.

                Przekroczyły próg mieszkania późnym wieczorem. Słońce zdążyło schować się za horyzontem, a chłód wdzierał się przez ubrania, powodując dreszcze. Urumi bez słowa skierowała się najpierw w stronę łazienki.
- Gdzie leziesz?! Miałyśmy pojechać jeszcze do sklepu, umieram z głodu! – Młodsza Haruno huknęła gniewnie.
- Idę się wysrać, nie zbawi cię pięć minut – odpowiedziała bezceremonialnie, znikając za drzwiami.
                Sakurę zawsze dziwiła natura Urumi. Kobieta była wredna, oschła, sarkastyczna, specyficzna. Dawno nie widziała na jej twarzy szczerego uśmiechu, w którego kąciku nie czaiła się ironia. Chociaż z drugiej strony wcale nie dziwił jej ten dystans.
                Odpędzając od siebie natrętne myśli, zaczęła rozglądać się po minimalistycznie urządzonym salonie. Całą ścianę zajmowały misternie ułożone półki z książkami. Na drugiej zaś wisiała kolekcja pięknie przyozdobionych samurajskich mieczy oraz trzy rodzaje łuków. Jedynymi meblami, oprócz półek na książki, była sofa, dwa fotele i stolik z jasnego drewna, na którym stał laptop. Kolorystyka salonu utrzymana była w odcieniach szarości z dodatkiem bieli. Całość prezentowała się naprawdę ładnie.
                - Niech zgadnę, nie masz telewizora? – zapytała, gdy tylko siostra wyszła z łazienki. Urumi zerknęła na nią jak na debila, po czym bez słowa ją minęła.
- Chodź do tego sklepu.

~Dzień później, Tendō, Prefektura Yamagata,

                Urumi niecierpliwie stukała długimi paznokciami o blat biurka. Wybijany rytm wydawał się bez ładu i składu, jednak idealnie oddawał jej irytację. Fakt, często spóźniała się jakieś pięć minut, ale dwadzieścia to zdecydowana przesada!
                Reszta grupy zdawała się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Wesoło szczebiotali między sobą, narzekając na swoją pracę, kierowników oraz przede wszystkim klientów.
                Była niewyspana, zresztą jak zawsze, dlatego ignorując zupełnie resztę osób skierowała się w stronę recepcji. Potrzebowała kawy, najlepiej dużej, czarnej jak smoła kawy, inaczej wyzionie ducha albo zacznie lunatykować w poszukiwaniu czarnego napoju bogów.
- Dzień dobry. – Brunetka zdobyła się na firmowy uśmiech numer dwa , gdy zauważyła czerwonowłosą. – W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry, jest szansa na dostanie mocnej sypanej kawy? – Urumi bezceremonialnie oparła się o ladę, delikatnie nachylając się w stronę kobiety.
- Na sali jeszcze nie ma napojów i przekąsek? – zapytała szczerze zdziwiona pracownica. – Zaraz poinformuje panią menadżer, momencik.
- Nie, proszę tylko upomnieć lekko pracownika, pewnie nie zrobił tego z premedytacją. - Haruno westchnęła głęboko. – Niech po prostu doniesie to co potrzebne, zupełnie jakby nic się nie stało. Ja zapomnę zaraz o tej sytuacji, o ile dostanę kawę, a tam w środku nikt tego jeszcze nie zauważył. – Pracownica wyraźnie odetchnęła z ulgą, kiwając ochoczą głową. Przeprosiła na moment i skierowała się szybko na zaplecze.
                Urumi pokręciła niedowierzająco głową, przymykając delikatnie powieki.
- Ciekawe podejście do tematu. – Drgnęła, słysząc ciepły męski głos. Powoli skierowała swoje spojrzenie na wysokiego bruneta, który posłał jej delikatny uśmiech. Nie odwzajemniła go.
- Jesteśmy tylko ludźmi. – Wzruszyła ramionami, mając gdzieś opinię kogoś obcego. Jeszcze raz tylko obrzuciła twarz mężczyzny szybkim spojrzeniem, wydawało jej się, że gdzieś go już widziała. Mężczyzna wyraźnie otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak ubiegła go recepcjonistka.
- Strasznie pani dziękujemy. – Uśmiechnęła się tym razem szczerze. – Dla pani kawa i nasze najlepsze tiramisu od dziewczyn – mówiąc to, delikatnie się skłoniła i podała kobiecie naczynia. Urumi podziękowała lakonicznie, odwróciła się na pięcie i ignorując zupełnie jej nowego „towarzysza”, wróciła do sali.
                Głosy ucichły jakieś dwie minuty po tym jak wygodnie się rozsiadła na swoim poprzednim miejscu. Właśnie delektowała się przepyszną kawą, gdy w końcu przybył prowadzący. Kobiety w jeden chwili uwiesiły na nim wzrok, a po chwili zaczęły między sobą szeptać słowa zachwytu. Urumi wywróciła oczami, opierając łokcie o blat stołu i powoli skubiąc otrzymane w podzięce ciasto. Prowadzącym okazał się brunet, które poznała przy recepcji.
                - Drogie panie, proszę o ciszę. – Mężczyzna posłał im rozbrajający szeroki uśmiech, dzięki któremu w pomieszczeniu nastała błoga cisza. – Żeby rozluźnić atmosferę, poproszę każdego z was o przedstawienie się, powiedzenie kim jesteście i na co przeznaczylibyście milion dolarów, gdybyście wygrali je na loterii – zaśmiał się wdzięcznie, na co kobiety ochoczo pokiwały głowami. – Zaczniemy ode mnie. Nazywam się Uchiha Itachi, jestem psychologiem, trenerem motywacyjnym oraz specjalistą od technik sprzedażowych. Gdybym wygrał milion dolarów, przeznaczyłbym je na podróże po Europie.
                - Jakie to banalne, zero kreatywności – pomyślała Urumi, zerkając na mężczyznę w uszytym na miarę garniturze. Na swoim koncie musiał mieć znacznie więcej niż ten przysłowiowy „milion dolarów”. Mężczyzna zauważył ją dość szybko, posyłając jej swój „firmowy” uśmiech. Palant.

                - Nazywam się Haruno Urumi, jestem trenerem łucznictwa tradycyjnego oraz fechtunku, obecnie zajmuję się sprzedażą w punkcie własnościowym w Sendai  – powiedziała, gdy nadeszła jej kolej. Miała ogromną nadzieję, że na tym się obejdzie.
- Na co wydałabyś swój milion? – zapytał jednak, burząc jej marne nadzieje. Wydawał się naprawdę zaintrygowany jej odpowiedzią.
- Wybudowałabym dojo z prawdziwego zdarzenia, które jednocześnie mogłoby robić za żywe muzeum, w którym pracownicy odtwarzaliby życie codziennie wojowników z różnych części świata.
- Bardzo ciekawa koncepcja! – Itachi uśmiechnął się szeroko, jednak tym razem jego uśmiech sięgnął oczu. Chwilę jej się jeszcze przyglądał, po czym zwrócił się z tymi samymi pytaniami do kolejnego uczestnika.
               
                Szkolenie o dziwo przebiegło w całkiem przyjaznej atmosferze. Urumi musiała przyznać, że Uchiha był idealnym trenerem, który z cierpliwością i uśmiechem dokładnie wszystko tłumaczył. Uparł się jednak na nią, biorąc ją do większości scenek oraz wywołując do odpowiedzi. Niejednokrotnie powtórzył, że była przykładem bardzo dobrego profesjonalnego sprzedawcy, a jej wiedzę uważał za naprawdę wielką.  Mimo wszystko poprawił ją ze dwa razy, na co wywróciła tylko oczami. Nadal jednak nie mogła wyzbyć się wrażenia, że gdzieś go już widziała. I to na pewno nie w miejscu, które kojarzyłoby jej się z psychologią.
                Zebrała swoje rzeczy, biodrem oparła się o kant stołu, czekając aż cała chmara ludzi wypełznie z pomieszczenia. Trzy dziewczyny podeszły do trenera, perfidnie się do niego mizdrząc. Wylewały z siebie taką ilość wazeliny, że spokojnie można by było wypełnić nią olimpijski basen.
                Oderwała się od stołu i ruszyła przed siebie. Oddała jeszcze naczynia recepcjonistce, na co ta po raz kolejny jej podziękowała, mówiąc szeptem, że gdyby dowiedziała się o tym pani menadżer, to dziewczyna odpowiedzialna za salę wyleciałaby z pracy. Doprawdy nie wiedziała skąd w ludziach taka zawiść i złość.
                Kierowała się w stronę stacji kolejowej. Sakura miała rację, że samochód znacząco poprawiał komfort życia, jednak Urumi twardo trzymała się swojego zdania. Miała ku temu dobry powód.
                Zupełnie nagle zatrzymało się obok niej czarne Mitsubishi. Kierowca natychmiast opuścił szybę, zerkając na nią z powagą.
- Tak się składa, że jadę do Sendai. Podrzucić cię? – Brunet skinął głową na siedzenie pasażera.
                Perspektywa spędzenia podróży w wygodnym samochodzie, bez tłumu ludzi wydała jej się nagle atrakcyjna. Bez słowa wsiadła do środka, rzucając torebkę na tylną kanapę.
- Dziękuję – wyszeptała, opierając głowę o zagłówek.
- Nie musisz. – Itachi nie silił się teraz na ciepły ton głosu, zdjął maskę profesjonalnego psychologa, wzbudzającego zaufanie. Teraz wydawał się obojętny, jednak nie potrafiła doszukać się w nim ani grama oziębłości czy goryczy. Zazdrościła mu tego.
- Ciekawą masz osobowość, jednak jesteś strasznie zamknięta – skwitował, bardziej do siebie niż do niej.
- Jeżeli masz zamiar prowadzić właśnie Mobilną Terapię to dziękuję! Nie potrzebuję psychologa! – oburzyła się, zakładając ręce pod piersiami. Uchiha zaśmiał się pod nosem, kręcąc niedowierzając głową. Reszta podróży upłynęła im w ciszy, za co Urumi była mu wdzięczna. Nie miała najmniejszej ochoty na prowadzenie z nim jakichkolwiek rozmów. Wysadził ją w centrum, przez trzy minuty kłócąc się z Urumi o to, że nie weźmie od niej żadnych pieniędzy.
- Zgłoszę się kiedyś po nagrodę za podwiezienie – posłał jej swój prywatny uśmiech, na co Urumi, pierwszy raz od kilku lat, odpowiedziała tym samym gestem.

~Dwa miesiące później, rezydencja na obrzeżach Sendai, Prefektura Miyagi,

                Itachi wszedł do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Zmęczenie mocno osiadło na jego barkach, więc niedbale zrzucił buty i udał się w stronę salonu. Zanim jednak usiadł, skierował się do barku, nalewając sobie pół szklanki whisky. Pofatygował się również po lód i zimną colę. Zdawał sobie sprawę z tego, że koneserzy zjedliby go za to haniebne rozcieńczanie bursztynowego płynu, jednak obecnie miał to głęboko w poważaniu.
                Rozluźnił krawat, odpiął kilka pierwszych guzików białej koszuli i rzucił marynarkę na krzesło. Niedbale rozłożył się na sofie, popijając od czasu do czasu trunek. Zamierzał wsłuchać się w błogą ciszę, mentalnie odpocząć od jakichkolwiek dźwięków…
                Jednak ktoś właśnie bezceremonialnie wparował do jego domu. Już dźwięki obcasów jasno dał mu do zrozumienia kim był ów intruz.
- Oj, komuś tutaj wyraźnie brakuje motywacji! Szewc bez butów chodzi? – Brunetka uśmiechnęła się paskudnie ironicznym uśmiechem, wpatrując się w przemęczonego Itachi’ego. – Co się stało? Zapomniałeś, że jesteś zwycięzcą, że musisz iść za ciosem?! Dasz radę! Osiągniesz wszystko co chcesz! – mówiła z „entuzjazmem”, naśladując gestykulacje starszego Uchihy, która z zasady miała sprawić, że jego słowa brzmią bardziej wiarygodnie.
- Wal się – warknął, dopijając whisky jednym haustem. – Jeszcze ciebie tu brakowało.
- To później, jak mój mąż wróci z uczelni. – Wyprostowała się dumnie. – Skocz no ciotce po wino, no migaczem.
- Śnisz – wycedził, nie mając zamiaru ruszyć się z sofy. – Wiesz gdzie co stoi.
- No nie bądź takim złym bratankiem, ciotka starsza jest od ciebie, trochę szacunku gówniarzu.
- W dupie „cioteczce” się poprzewracało, jesteś o rok starsza ode mnie, ale pewnie już menopauza ci się zaczyna, współczuję wujkowi… - Uśmiechnął się wrednie, widząc jak kobieta wyraźnie drgnęła.
- Przynajmniej mój mąż nie ma problemów z impotencją. – Ayane odgryzła się z wyraźną satysfakcją, z gracją podchodząc do barku.
- Och… jednak masz jakieś resztki człowieczeństwa? – zapytał z kpiną, gdy podała mu szklankę z jego ulubioną whisky. Nie odpowiedziała jednak, uznawszy tę konwersację za zakończoną. Siedzieli tak dłuższą chwilę, pogrążeni w ciszy, gdy trzask drzwi rozniósł się po raz kolejnym.

~
                Sakura potrafiła szybko przystosować się do zmiany otoczenia. Stała się bardziej optymistyczna, radosna, wszędzie było jej pełno. Szybko zjednała sobie grupkę znajomych z uczelni a nawet z jednym z nich nawiązała dość ciekawą współpracę.

                - Skąd się tutaj wzięłaś? – Usłyszawszy obojętny, męski głos, spojrzała w dół. Pod sporym miłorzębem japońskim stał przystojny brunet z dłuższymi włosami. Jego czarne tęczówki, uważnie wpatrywały się w nią.
- Stamtąd. – Wskazała dłonią mniej więcej na południe.
- Ambitna odpowiedz. – Brunet westchnął, siadając pod drzewem. Zupełnie nie spodziewał się tego, że ktoś zacznie nawiedzać jego miejsce. – Jesteś nowa? – Sam nie wiedział, dlaczego zadał to pytanie. Zazwyczaj w takim przypadku zupełnie ignorował intruza.
- Nie, wyprana w Perwollu. – Wywróciła oczami, zeskakując z drzewa. Stanęłam nad brunetem, bezceremonialnie mu się przypatrując. – Kultura wymaga, abyś najpierw się przedstawił, później możemy rozmawiać o wszystkim, nawet o pogodzie.
                Brunet wysoko uniósł brew, dziwiąc się ciętemu językowi dziewczyny. W różowych włosach, obcisłej białej bluzce, czarnych rurkach i czółenkach na obcasie, wyglądała raczej jak typowa pusta cizia. Wzrokiem dokładnie omiótł jej ciało, uśmiechając się kącikiem ust.
- Uchiha Sasuke, starosta Programowania Gier. – Z dumą przeczesał włosy.
- Czyli nerdem jesteś? Czaję. – Skinęła głową z „zadumą”, po czym bezceremonialnie usiadła na trawie. – Sakura Haruno, filologia japońska z ukierunkowaniem na językoznawstwo, po studiach mam zamiar zostać kierownikiem w maku, magia mało przyszłościowego kierunku. – Wzruszała ramionami.-  Ale to dobrze znać kogoś z Programowania, bo właśnie utknęłam na Queście w Wiedźminie Trójce.

                Nikogo w zasadzie nie dziwił fakt, że Haruno przypadła do gustu Sasuke. Miała cięty język, ociekała seksapilem i przede wszystkim, byłam dobrym Playerem. Ograła już większość nerdów z Programowania Gier, podczas jednego z uczelnianych eventów. Niestety zajęła tylko drugie miejsce, Uchiha okazał się istnym Królem Nerdów.
                Kręciła się dzisiaj niespokojnie, podczas oglądania Warcrafta, co chwilę komentowała akcję filmu, jasno dając do zrozumienia brunetowi ile negatywów widzi w tej ekranizacji. Sasuke kręcił niedowierzająco głową, stwierdzając, że chyba posiadał mniejsze wymagania odnośnie filmów.
                Nagle Haruno przesunęła się bliżej, kładąc głowę na torsie mężczyzny i wpatrując się w niego zielonymi błyszczącymi oczyma.
- Sasuke, jesteś dobry w łóżku? – zapytała bezceremonialnie, przekrzywiając głowę w bok. Uchiha drgnął, wyraźnie spłoszony tym bezpośrednim pytaniem.
- Możesz się przekonać. – Wzruszył ramionami, na co kobieta uśmiechnęła się diabelsko.
- Sexfriend? – zapytała, siadając na jego biodrach okrakiem. Wymownie otarła się o jego krocze. – Żadnych zobowiązań, żadnego związku, just sex?
                Sasuke widział na jej twarzy wymalowaną powagę, nie naśmiewała się, nie robiła sobie żartów. Pytała całkiem poważnie. Uśmiechnął się wrednie, miał ochotę ją przelecieć już pierwszego dnia, więc na taką propozycję nie mógł odpowiedzieć inaczej. Mocno złapał ją za biodra, aby jednym sprawnym ruchem rzucić ją na łóżko. Nie miał zamiaru bawić się w żadne delikatności, natychmiast wpił się w jej usta, brutalnie zdzierając z niej bluzkę.
                Zamruczała w jego wargi, gdy zacisnął dłonie na jej piersiach. Agresja z jaką ją dotykał sprawiała, że robiło jej się mokro. A gdy otarł się kroczem o jej udo, wydała z siebie głośny jęk zaskoczenia. Od razu rzuciła się do jego spodni, nieudolnie siłując się ze skórzanym paskiem.
                Brunet zaśmiał się gardłowo, odpychając od siebie kobietę. Zszedł z łóżka z obojętnym wyrazem twarzy, kątem oka spoglądając na jej rozpaloną twarz i iskrzące się oczy. Uśmiechnął się wrednie.
- Nie zrobisz mi tego! – jęknęła z wyrzutem, mając wrażenie, że mężczyzna od tak sobie wyjdzie. Zaśmiał się pod nosem, zrzucając z siebie ubrania i biorąc z plecaka foliowe opakowanie.
                Nie dał jej dojść do słowa, szybkim ruchem pozbawił ją spodni wraz z bielizną. Sakura chciała coś powiedzieć, jednak on brutalnie wpił się w jej usta, jednocześnie również agresywnie wszedł w nią aż do końca. Kobieta wydała z siebie głośny jęk ulgi pomieszanej ze zdziwieniem, gdy mięśnie jej pochwy zacisnęły się na jego członku.

~
                - Sasuke nie jest sam? – zapytała zdziwiona Ayane, słysząc dziewczęcy śmiech. Natychmiast przyszedł jej do głowy tak głupi pomysł, że zapragnęła go zrealizować. Posłała Itachi’emu wymowne spojrzenie, na co on uniósł brew i skinął głową. Nie wiedział co wymyśliła, ale znał jej geniusz na tyle, aby zgodzić się na wszystko bez zbędnego tłumaczenia.
                Brunetka przełożyła rękę Itachi’ego tak, aby ją obejmowała, a sama wtuliła się w jego bok. Zaczęła opowiadać mu o jakiejś wyimaginowanej sukience, którą kupiła na „ostatniej wyprzedaży”, gdy do salonu wszedł jej bratanek wraz z różowowłosą dziewczyną.
- O! Witaj synku! – Brunetka uśmiechnęła się szeroko, zupełnie ignorując zdziwione spojrzenie brata Itachi’ego. – Nie zrobiłam dziś nic na obiad, więc możecie sobie zamówić pizzę. – Uśmiechnęła się słodko. – Może przedstawisz nam swoją koleżankę? – zapytała, trzepocząc rzęsami.
                Ayane nie wiedziała dlaczego Sasuke ich nie zdemaskował, jednak zabawa dopiero się rozkręcała. Brunetka postawiła przed młodymi kawę, po czym cała czwórka zasiadła do sporego stołu znajdującego się w jadalni.
- Powiedz moja droga, jak się poznaliście? – spytała słodkim tonem głosu. Mimo tego, że była psychologiem od muzykoterapii to idealnie również znała techniki przekonywania. Pomagało jej to uwiarygodnić przyjmowaną właśnie rolę. – Sasuke strasznie mało o tobie mówi! – Spojrzała na „syna” z pretensją.
- Uczęszczamy do tej samej uczelni. – Sakura uśmiechnęła się niepewnie. W życiu by nie pomyślała, że rodzice Sasuke wyglądają tak młodo!
- Mam nadzieję, że używacie prezerwatyw. Nie chciałbym, aby mój syn cię czymś zaraził. – Itachi wtrącił się do rozmowy poważnym tonem głosu, spokojnie popijając swoje whisky. Sasuke zakrztusił się kawą, zaś Sakura ze zadziwienia otworzyła usta.
- O! Masz rację kochanie, może damy im paczkę? – Ayane ledwo zachowywała powagę, mentalnie dusząc się ze śmiechu. – Są w komodzie, koło plastrów – dodała, wskazując na mebel.
- Jesteśmy zaopatrzeni, dziękujemy za hojność! – Sasuke warknął, obserwując kątem oka zawstydzoną Haruno. Czerpał czystą satysfakcję z jej reakcji, dlatego tylko nie przerwał tej szopki. – Dostałem ostatnio od dziadka cały karton, powiedział, że nie będzie mu już potrzebny, bo bez viagry mu nie staje.
- No jak możesz Sasuke! Nie obrażaj mojego ojca, trochę szacunku do dziadka!
- Przepraszam mamo, możemy iść już do pokoju? – zapytał, mając wrażenie, że Sakura zaraz zwieje stąd gdzie pieprz rośnie. Spoglądała na niego z mieszaniną strachu i niepewnością.
- Ależ oczywiście, pamiętaj tylko, że twoje łóżko strasznie skrzypi. – Ayane uśmiechnęła się szeroko.
                Gdy tylko młodzi zniknęli na pierwszym piętrze, Itachi wraz z Hatake parsknęli niepohamowanym śmiechem.
- Twój tekst o gumkach i chorobach wenerycznych wymiatał, Sasuke chyba dzisiaj nie porucha. – Ayane uśmiechnęła się wrednie.
- Jakoś mi go nie szkoda. – Itachi odwzajemnił gest, kręcąc głową.

- Napijmy się za to!


5 komentarzy:

  1. Kto chce mnie zebrać z podłogi...?
    Brzuch mnie przez Ciebie boli, a w oczach mam łzy...
    Itachi 💗 Jaki on wspaniały.
    Jeśli nie skończysz tego opowiadania, lepiej żebyś była gotowa na tortury.
    Pozdrawiam. (╯3╰)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to opowiadanie sama bym siebie torturowała, gdybym go nie skończyła xD jest to czysta improwizacja, jednak pokochałam je miłością szczerą :D Itachi będzie tutaj mistrzowską postacią :3

      Usuń
  2. Zakochałam się. To było piękne. Itachi i Ayane odwalili kawał dobrej roboty :P Nie śmiałam się tylko i wyłącznie dzięki silnej woli, bo moja mała siostrzyczka postanowiła sobie pospać (śmiech = śmierć) :P
    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      To dobrze, że dałaś radę powstrzymać śmiech! Inaczej miałabym Cię na sumieniu :<
      Ja jak pisałam ten rozdział to musiałam sobie robić przerwy, bo aż płakałam xD Dwójka już się powoli pisze :3
      Pozdrawiam <3

      Usuń
  3. Padłam! Momentalnie kupiłaś mnie ostatnią sceną xD

    OdpowiedzUsuń