"Jesteś jak dzieciak trochę,
wiesz? Pójdziesz ogolić nogi, wracasz cała we krwi. Cieszysz się jak widzisz
balona. Wierzysz w miłość jak nikt inny i kochasz najmocniej na świecie.
Przecież ty nie jesteś przystosowana do tego świata. Ciebie boli to, że ktoś
krzywdzi, że ktoś umiera, że są wypadki, jest zło, ludzie są zawistni, dziwki
są tanie".
— Jennifer Armentrout
~Inagawa, Prefektura Hyōgo
Spokojnie
siedziała na szerokim parapecie, od niechcenia popijając pepsi. Zupełnie tępym
wzrokiem wpatrywała się w krajobraz rodzinnej miejscowości. Uwielbiała tutaj
przesiadywać za młodu, zerkała wtedy na łagodne wzgórza i mały lasek,
wyobrażając sobie hasające tam boginki. Zaśmiała się do własnych niedorzecznych
wspomnień, pociągając solidny łyk ze szklanki. Czasami miała ochotę udusić się
za własny sentymentalizm, przez który często popadała w wielominutową
melancholię. Potrafiła wtedy siedzieć niemal bez ruchu, wpatrzona w tajemniczy
punkt znajdujący się naprzeciwko.
Przeczesała
palcami ogniście czerwone włosy, zaczesując je do tyłu. Ambiwalencja wspomnień
uderzyła w nią z siłą zabierającą oddech. Z jednej strony tęskniła za rodzinnym
domem, z drugiej zaś wiedziała, że życie tutaj usłane różami nie było.
-
Jestem gotowa. – Młoda kobieta uśmiechnęła się delikatnie, stawiając na
podłodze pokaźnych rozmiarów walizkę. Czerwonowłosa dopiła swój napój, po czym
zwlokła się z parapetu, rzucając ostatnie zamglone spojrzenie na pamiętne
pagórki. Westchnęła głęboko, zabierając ze stołu telefon i tomik ulubionej
mangi.
-
Kiedy wreszcie zrobisz prawo jazdy? – Sakura zirytowana zasiadła na miejscu
kierowcy, patrząc na siostrę z czystym wyrzutem. Lubiła jeździć, jednak
sześciogodzinna droga potrafiła cholernie męczyć. Jazda trasą znacząco różniła
się od jazdy po mieście.
- Nigdy – prychnęła kobieta, wygodnie się rozsiadając.
Zdążyła już znaleźć rozdział, na którym ostatnio zakończyła czytanie.
Sklerotyczna część niej często zapominała o zabieraniu zakładek, a kobieta nienawidziła
zaginania kartek.
- Lepiej tłuc się komunikacją miejską?
- Oczywiście. Wychodzi dużo taniej, nie musisz skupić się
na tym, aby nie pozabijać siebie ani innych. – Wzruszyła ramionami.
- Ale marnujesz czas. – Różowowłosa nastawiła GPS, dwa
razy upewniając się czy wybrała odpowiednią trasę.
- Bujda. Powiedz mi w takim razie co ty kreatywnego
robisz ze swoim „wolnym” czasem zdobytym dzięki jeździe samochodem? Samochód to
skarbonka, żal by mi dupę ścisnął jakbym musiała co chwilę ładować w niego
pieniądze.
Przekroczyły
próg mieszkania późnym wieczorem. Słońce zdążyło schować się za horyzontem, a
chłód wdzierał się przez ubrania, powodując dreszcze. Urumi bez słowa
skierowała się najpierw w stronę łazienki.
- Gdzie leziesz?! Miałyśmy pojechać jeszcze do sklepu,
umieram z głodu! – Młodsza Haruno huknęła gniewnie.
- Idę się wysrać, nie zbawi cię pięć minut –
odpowiedziała bezceremonialnie, znikając za drzwiami.
Sakurę
zawsze dziwiła natura Urumi. Kobieta była wredna, oschła, sarkastyczna,
specyficzna. Dawno nie widziała na jej twarzy szczerego uśmiechu, w którego
kąciku nie czaiła się ironia. Chociaż z drugiej strony wcale nie dziwił jej ten
dystans.
Odpędzając
od siebie natrętne myśli, zaczęła rozglądać się po minimalistycznie urządzonym
salonie. Całą ścianę zajmowały misternie ułożone półki z książkami. Na drugiej
zaś wisiała kolekcja pięknie przyozdobionych samurajskich mieczy oraz trzy
rodzaje łuków. Jedynymi meblami, oprócz półek na książki, była sofa, dwa fotele
i stolik z jasnego drewna, na którym stał laptop. Kolorystyka salonu utrzymana
była w odcieniach szarości z dodatkiem bieli. Całość prezentowała się naprawdę
ładnie.
-
Niech zgadnę, nie masz telewizora? – zapytała, gdy tylko siostra wyszła z
łazienki. Urumi zerknęła na nią jak na debila, po czym bez słowa ją minęła.
- Chodź do tego sklepu.
~Dzień później, Tendō, Prefektura Yamagata,
Urumi
niecierpliwie stukała długimi paznokciami o blat biurka. Wybijany rytm wydawał
się bez ładu i składu, jednak idealnie oddawał jej irytację. Fakt, często
spóźniała się jakieś pięć minut, ale dwadzieścia to zdecydowana przesada!
Reszta
grupy zdawała się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Wesoło szczebiotali między
sobą, narzekając na swoją pracę, kierowników oraz przede wszystkim klientów.
Była
niewyspana, zresztą jak zawsze, dlatego ignorując zupełnie resztę osób
skierowała się w stronę recepcji. Potrzebowała kawy, najlepiej dużej, czarnej
jak smoła kawy, inaczej wyzionie ducha albo zacznie lunatykować w poszukiwaniu
czarnego napoju bogów.
- Dzień dobry. – Brunetka zdobyła się na firmowy uśmiech
numer dwa , gdy zauważyła czerwonowłosą. – W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry, jest szansa na dostanie mocnej sypanej
kawy? – Urumi bezceremonialnie oparła się o ladę, delikatnie nachylając się w
stronę kobiety.
- Na sali jeszcze nie ma napojów i przekąsek? – zapytała
szczerze zdziwiona pracownica. – Zaraz poinformuje panią menadżer, momencik.
- Nie, proszę tylko upomnieć lekko pracownika, pewnie nie
zrobił tego z premedytacją. - Haruno westchnęła głęboko. – Niech po prostu
doniesie to co potrzebne, zupełnie jakby nic się nie stało. Ja zapomnę zaraz o
tej sytuacji, o ile dostanę kawę, a tam w środku nikt tego jeszcze nie
zauważył. – Pracownica wyraźnie odetchnęła z ulgą, kiwając ochoczą głową.
Przeprosiła na moment i skierowała się szybko na zaplecze.
Urumi
pokręciła niedowierzająco głową, przymykając delikatnie powieki.
- Ciekawe podejście do tematu. – Drgnęła, słysząc ciepły
męski głos. Powoli skierowała swoje spojrzenie na wysokiego bruneta, który
posłał jej delikatny uśmiech. Nie odwzajemniła go.
- Jesteśmy tylko ludźmi. – Wzruszyła ramionami, mając
gdzieś opinię kogoś obcego. Jeszcze raz tylko obrzuciła twarz mężczyzny szybkim
spojrzeniem, wydawało jej się, że gdzieś go już widziała. Mężczyzna wyraźnie
otwierał usta, aby coś powiedzieć, jednak ubiegła go recepcjonistka.
- Strasznie pani dziękujemy. – Uśmiechnęła się tym razem
szczerze. – Dla pani kawa i nasze najlepsze tiramisu od dziewczyn – mówiąc to,
delikatnie się skłoniła i podała kobiecie naczynia. Urumi podziękowała
lakonicznie, odwróciła się na pięcie i ignorując zupełnie jej nowego
„towarzysza”, wróciła do sali.
Głosy
ucichły jakieś dwie minuty po tym jak wygodnie się rozsiadła na swoim
poprzednim miejscu. Właśnie delektowała się przepyszną kawą, gdy w końcu
przybył prowadzący. Kobiety w jeden chwili uwiesiły na nim wzrok, a po chwili
zaczęły między sobą szeptać słowa zachwytu. Urumi wywróciła oczami, opierając
łokcie o blat stołu i powoli skubiąc otrzymane w podzięce ciasto. Prowadzącym
okazał się brunet, które poznała przy recepcji.
-
Drogie panie, proszę o ciszę. – Mężczyzna posłał im rozbrajający szeroki
uśmiech, dzięki któremu w pomieszczeniu nastała błoga cisza. – Żeby rozluźnić
atmosferę, poproszę każdego z was o przedstawienie się, powiedzenie kim
jesteście i na co przeznaczylibyście milion dolarów, gdybyście wygrali je na
loterii – zaśmiał się wdzięcznie, na co kobiety ochoczo pokiwały głowami. – Zaczniemy
ode mnie. Nazywam się Uchiha Itachi, jestem psychologiem, trenerem motywacyjnym
oraz specjalistą od technik sprzedażowych. Gdybym wygrał milion dolarów,
przeznaczyłbym je na podróże po Europie.
-
Jakie to banalne, zero kreatywności – pomyślała Urumi, zerkając na mężczyznę w
uszytym na miarę garniturze. Na swoim koncie musiał mieć znacznie więcej niż
ten przysłowiowy „milion dolarów”. Mężczyzna zauważył ją dość szybko, posyłając
jej swój „firmowy” uśmiech. Palant.
-
Nazywam się Haruno Urumi, jestem trenerem łucznictwa tradycyjnego oraz
fechtunku, obecnie zajmuję się sprzedażą w punkcie własnościowym w Sendai – powiedziała, gdy nadeszła jej kolej. Miała
ogromną nadzieję, że na tym się obejdzie.
- Na co wydałabyś swój milion? – zapytał jednak, burząc
jej marne nadzieje. Wydawał się naprawdę zaintrygowany jej odpowiedzią.
- Wybudowałabym dojo z prawdziwego zdarzenia, które
jednocześnie mogłoby robić za żywe muzeum, w którym pracownicy odtwarzaliby
życie codziennie wojowników z różnych części świata.
- Bardzo ciekawa koncepcja! – Itachi uśmiechnął się
szeroko, jednak tym razem jego uśmiech sięgnął oczu. Chwilę jej się jeszcze
przyglądał, po czym zwrócił się z tymi samymi pytaniami do kolejnego
uczestnika.
Szkolenie
o dziwo przebiegło w całkiem przyjaznej atmosferze. Urumi musiała przyznać, że
Uchiha był idealnym trenerem, który z cierpliwością i uśmiechem dokładnie
wszystko tłumaczył. Uparł się jednak na nią, biorąc ją do większości scenek
oraz wywołując do odpowiedzi. Niejednokrotnie powtórzył, że była przykładem
bardzo dobrego profesjonalnego sprzedawcy, a jej wiedzę uważał za naprawdę
wielką. Mimo wszystko poprawił ją ze dwa
razy, na co wywróciła tylko oczami. Nadal jednak nie mogła wyzbyć się wrażenia,
że gdzieś go już widziała. I to na pewno nie w miejscu, które kojarzyłoby jej
się z psychologią.
Zebrała
swoje rzeczy, biodrem oparła się o kant stołu, czekając aż cała chmara ludzi
wypełznie z pomieszczenia. Trzy dziewczyny podeszły do trenera, perfidnie się
do niego mizdrząc. Wylewały z siebie taką ilość wazeliny, że spokojnie można by
było wypełnić nią olimpijski basen.
Oderwała
się od stołu i ruszyła przed siebie. Oddała jeszcze naczynia recepcjonistce, na
co ta po raz kolejny jej podziękowała, mówiąc szeptem, że gdyby dowiedziała się
o tym pani menadżer, to dziewczyna odpowiedzialna za salę wyleciałaby z pracy.
Doprawdy nie wiedziała skąd w ludziach taka zawiść i złość.
Kierowała
się w stronę stacji kolejowej. Sakura miała rację, że samochód znacząco
poprawiał komfort życia, jednak Urumi twardo trzymała się swojego zdania. Miała
ku temu dobry powód.
Zupełnie
nagle zatrzymało się obok niej czarne Mitsubishi. Kierowca natychmiast opuścił
szybę, zerkając na nią z powagą.
- Tak się składa, że jadę do Sendai. Podrzucić cię? – Brunet
skinął głową na siedzenie pasażera.
Perspektywa
spędzenia podróży w wygodnym samochodzie, bez tłumu ludzi wydała jej się nagle
atrakcyjna. Bez słowa wsiadła do środka, rzucając torebkę na tylną kanapę.
- Dziękuję – wyszeptała, opierając głowę o zagłówek.
- Nie musisz. – Itachi nie silił się teraz na ciepły ton
głosu, zdjął maskę profesjonalnego psychologa, wzbudzającego zaufanie. Teraz
wydawał się obojętny, jednak nie potrafiła doszukać się w nim ani grama
oziębłości czy goryczy. Zazdrościła mu tego.
- Ciekawą masz osobowość, jednak jesteś strasznie
zamknięta – skwitował, bardziej do siebie niż do niej.
- Jeżeli masz zamiar prowadzić właśnie Mobilną Terapię to
dziękuję! Nie potrzebuję psychologa! – oburzyła się, zakładając ręce pod
piersiami. Uchiha zaśmiał się pod nosem, kręcąc niedowierzając głową. Reszta
podróży upłynęła im w ciszy, za co Urumi była mu wdzięczna. Nie miała
najmniejszej ochoty na prowadzenie z nim jakichkolwiek rozmów. Wysadził ją w
centrum, przez trzy minuty kłócąc się z Urumi o to, że nie weźmie od niej
żadnych pieniędzy.
- Zgłoszę się kiedyś po nagrodę za podwiezienie – posłał
jej swój prywatny uśmiech, na co Urumi, pierwszy raz od kilku lat,
odpowiedziała tym samym gestem.
~Dwa miesiące później, rezydencja na
obrzeżach Sendai, Prefektura Miyagi,
Itachi
wszedł do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Zmęczenie mocno osiadło na jego
barkach, więc niedbale zrzucił buty i udał się w stronę salonu. Zanim jednak
usiadł, skierował się do barku, nalewając sobie pół szklanki whisky.
Pofatygował się również po lód i zimną colę. Zdawał sobie sprawę z tego, że
koneserzy zjedliby go za to haniebne rozcieńczanie bursztynowego płynu, jednak
obecnie miał to głęboko w poważaniu.
Rozluźnił
krawat, odpiął kilka pierwszych guzików białej koszuli i rzucił marynarkę na
krzesło. Niedbale rozłożył się na sofie, popijając od czasu do czasu trunek.
Zamierzał wsłuchać się w błogą ciszę, mentalnie odpocząć od jakichkolwiek
dźwięków…
Jednak
ktoś właśnie bezceremonialnie wparował do jego domu. Już dźwięki obcasów jasno
dał mu do zrozumienia kim był ów intruz.
- Oj, komuś tutaj wyraźnie brakuje motywacji! Szewc bez
butów chodzi? – Brunetka uśmiechnęła się paskudnie ironicznym uśmiechem,
wpatrując się w przemęczonego Itachi’ego. – Co się stało? Zapomniałeś, że
jesteś zwycięzcą, że musisz iść za ciosem?! Dasz radę! Osiągniesz wszystko co
chcesz! – mówiła z „entuzjazmem”, naśladując gestykulacje starszego Uchihy,
która z zasady miała sprawić, że jego słowa brzmią bardziej wiarygodnie.
- Wal się – warknął, dopijając whisky jednym haustem. –
Jeszcze ciebie tu brakowało.
- To później, jak mój mąż wróci z uczelni. – Wyprostowała
się dumnie. – Skocz no ciotce po wino, no migaczem.
- Śnisz – wycedził, nie mając zamiaru ruszyć się z sofy.
– Wiesz gdzie co stoi.
- No nie bądź takim złym bratankiem, ciotka starsza jest
od ciebie, trochę szacunku gówniarzu.
- W dupie „cioteczce” się poprzewracało, jesteś o rok
starsza ode mnie, ale pewnie już menopauza ci się zaczyna, współczuję wujkowi…
- Uśmiechnął się wrednie, widząc jak kobieta wyraźnie drgnęła.
- Przynajmniej mój mąż nie ma problemów z impotencją. –
Ayane odgryzła się z wyraźną satysfakcją, z gracją podchodząc do barku.
- Och… jednak masz jakieś resztki człowieczeństwa? –
zapytał z kpiną, gdy podała mu szklankę z jego ulubioną whisky. Nie
odpowiedziała jednak, uznawszy tę konwersację za zakończoną. Siedzieli tak
dłuższą chwilę, pogrążeni w ciszy, gdy trzask drzwi rozniósł się po raz
kolejnym.
~
Sakura
potrafiła szybko przystosować się do zmiany otoczenia. Stała się bardziej
optymistyczna, radosna, wszędzie było jej pełno. Szybko zjednała sobie grupkę
znajomych z uczelni a nawet z jednym z nich nawiązała dość ciekawą współpracę.
- Skąd się tutaj wzięłaś? –
Usłyszawszy obojętny, męski głos, spojrzała w dół. Pod sporym miłorzębem
japońskim stał przystojny brunet z dłuższymi włosami. Jego czarne tęczówki,
uważnie wpatrywały się w nią.
- Stamtąd. –
Wskazała dłonią mniej więcej na południe.
- Ambitna
odpowiedz. – Brunet westchnął, siadając pod drzewem. Zupełnie nie spodziewał
się tego, że ktoś zacznie nawiedzać jego miejsce. – Jesteś nowa? – Sam nie
wiedział, dlaczego zadał to pytanie. Zazwyczaj w takim przypadku zupełnie
ignorował intruza.
- Nie, wyprana w
Perwollu. – Wywróciła oczami, zeskakując z drzewa. Stanęłam nad brunetem,
bezceremonialnie mu się przypatrując. – Kultura wymaga, abyś najpierw się
przedstawił, później możemy rozmawiać o wszystkim, nawet o pogodzie.
Brunet wysoko uniósł brew,
dziwiąc się ciętemu językowi dziewczyny. W różowych włosach, obcisłej białej
bluzce, czarnych rurkach i czółenkach na obcasie, wyglądała raczej jak typowa
pusta cizia. Wzrokiem dokładnie omiótł jej ciało, uśmiechając się kącikiem ust.
- Uchiha Sasuke,
starosta Programowania Gier. – Z dumą przeczesał włosy.
- Czyli nerdem
jesteś? Czaję. – Skinęła głową z „zadumą”, po czym bezceremonialnie usiadła na
trawie. – Sakura Haruno, filologia japońska z ukierunkowaniem na językoznawstwo,
po studiach mam zamiar zostać kierownikiem w maku, magia mało przyszłościowego
kierunku. – Wzruszała ramionami.- Ale to
dobrze znać kogoś z Programowania, bo właśnie utknęłam na Queście w Wiedźminie
Trójce.
Nikogo w zasadzie nie dziwił
fakt, że Haruno przypadła do gustu Sasuke. Miała cięty język, ociekała
seksapilem i przede wszystkim, byłam dobrym Playerem. Ograła już większość nerdów
z Programowania Gier, podczas jednego z uczelnianych eventów. Niestety zajęła
tylko drugie miejsce, Uchiha okazał się istnym Królem Nerdów.
Kręciła się dzisiaj
niespokojnie, podczas oglądania Warcrafta, co chwilę komentowała akcję filmu,
jasno dając do zrozumienia brunetowi ile negatywów widzi w tej ekranizacji.
Sasuke kręcił niedowierzająco głową, stwierdzając, że chyba posiadał mniejsze
wymagania odnośnie filmów.
Nagle Haruno przesunęła się
bliżej, kładąc głowę na torsie mężczyzny i wpatrując się w niego zielonymi
błyszczącymi oczyma.
- Sasuke, jesteś
dobry w łóżku? – zapytała bezceremonialnie, przekrzywiając głowę w bok. Uchiha
drgnął, wyraźnie spłoszony tym bezpośrednim pytaniem.
- Możesz się
przekonać. – Wzruszył ramionami, na co kobieta uśmiechnęła się diabelsko.
- Sexfriend? –
zapytała, siadając na jego biodrach okrakiem. Wymownie otarła się o jego
krocze. – Żadnych zobowiązań, żadnego związku, just sex?
Sasuke widział na jej twarzy
wymalowaną powagę, nie naśmiewała się, nie robiła sobie żartów. Pytała całkiem
poważnie. Uśmiechnął się wrednie, miał ochotę ją przelecieć już pierwszego
dnia, więc na taką propozycję nie mógł odpowiedzieć inaczej. Mocno złapał ją za
biodra, aby jednym sprawnym ruchem rzucić ją na łóżko. Nie miał zamiaru bawić
się w żadne delikatności, natychmiast wpił się w jej usta, brutalnie zdzierając
z niej bluzkę.
Zamruczała w jego wargi, gdy
zacisnął dłonie na jej piersiach. Agresja z jaką ją dotykał sprawiała, że
robiło jej się mokro. A gdy otarł się kroczem o jej udo, wydała z siebie głośny
jęk zaskoczenia. Od razu rzuciła się do jego spodni, nieudolnie siłując się ze
skórzanym paskiem.
Brunet zaśmiał się gardłowo,
odpychając od siebie kobietę. Zszedł z łóżka z obojętnym wyrazem twarzy, kątem
oka spoglądając na jej rozpaloną twarz i iskrzące się oczy. Uśmiechnął się
wrednie.
- Nie zrobisz mi
tego! – jęknęła z wyrzutem, mając wrażenie, że mężczyzna od tak sobie wyjdzie.
Zaśmiał się pod nosem, zrzucając z siebie ubrania i biorąc z plecaka foliowe
opakowanie.
Nie dał jej dojść do słowa,
szybkim ruchem pozbawił ją spodni wraz z bielizną. Sakura chciała coś
powiedzieć, jednak on brutalnie wpił się w jej usta, jednocześnie również
agresywnie wszedł w nią aż do końca. Kobieta wydała z siebie głośny jęk ulgi
pomieszanej ze zdziwieniem, gdy mięśnie jej pochwy zacisnęły się na jego
członku.
~
-
Sasuke nie jest sam? – zapytała zdziwiona Ayane, słysząc dziewczęcy śmiech.
Natychmiast przyszedł jej do głowy tak głupi pomysł, że zapragnęła go
zrealizować. Posłała Itachi’emu wymowne spojrzenie, na co on uniósł brew i
skinął głową. Nie wiedział co wymyśliła, ale znał jej geniusz na tyle, aby
zgodzić się na wszystko bez zbędnego tłumaczenia.
Brunetka
przełożyła rękę Itachi’ego tak, aby ją obejmowała, a sama wtuliła się w jego
bok. Zaczęła opowiadać mu o jakiejś wyimaginowanej sukience, którą kupiła na
„ostatniej wyprzedaży”, gdy do salonu wszedł jej bratanek wraz z różowowłosą
dziewczyną.
- O! Witaj synku! – Brunetka uśmiechnęła się szeroko,
zupełnie ignorując zdziwione spojrzenie brata Itachi’ego. – Nie zrobiłam dziś
nic na obiad, więc możecie sobie zamówić pizzę. – Uśmiechnęła się słodko. –
Może przedstawisz nam swoją koleżankę? – zapytała, trzepocząc rzęsami.
Ayane
nie wiedziała dlaczego Sasuke ich nie zdemaskował, jednak zabawa dopiero się
rozkręcała. Brunetka postawiła przed młodymi kawę, po czym cała czwórka
zasiadła do sporego stołu znajdującego się w jadalni.
- Powiedz moja droga, jak się poznaliście? – spytała
słodkim tonem głosu. Mimo tego, że była psychologiem od muzykoterapii to
idealnie również znała techniki przekonywania. Pomagało jej to uwiarygodnić
przyjmowaną właśnie rolę. – Sasuke strasznie mało o tobie mówi! – Spojrzała na „syna”
z pretensją.
- Uczęszczamy do tej samej uczelni. – Sakura uśmiechnęła
się niepewnie. W życiu by nie pomyślała, że rodzice Sasuke wyglądają tak młodo!
- Mam nadzieję, że używacie prezerwatyw. Nie chciałbym,
aby mój syn cię czymś zaraził. – Itachi wtrącił się do rozmowy poważnym tonem
głosu, spokojnie popijając swoje whisky. Sasuke zakrztusił się kawą, zaś Sakura
ze zadziwienia otworzyła usta.
- O! Masz rację kochanie, może damy im paczkę? – Ayane
ledwo zachowywała powagę, mentalnie dusząc się ze śmiechu. – Są w komodzie,
koło plastrów – dodała, wskazując na mebel.
- Jesteśmy zaopatrzeni, dziękujemy za hojność! – Sasuke
warknął, obserwując kątem oka zawstydzoną Haruno. Czerpał czystą satysfakcję z
jej reakcji, dlatego tylko nie przerwał tej szopki. – Dostałem ostatnio od
dziadka cały karton, powiedział, że nie będzie mu już potrzebny, bo bez viagry
mu nie staje.
- No jak możesz Sasuke! Nie obrażaj mojego ojca, trochę
szacunku do dziadka!
- Przepraszam mamo, możemy iść już do pokoju? – zapytał,
mając wrażenie, że Sakura zaraz zwieje stąd gdzie pieprz rośnie. Spoglądała na
niego z mieszaniną strachu i niepewnością.
- Ależ oczywiście, pamiętaj tylko, że twoje łóżko
strasznie skrzypi. – Ayane uśmiechnęła się szeroko.
Gdy
tylko młodzi zniknęli na pierwszym piętrze, Itachi wraz z Hatake parsknęli
niepohamowanym śmiechem.
- Twój tekst o gumkach i chorobach wenerycznych wymiatał,
Sasuke chyba dzisiaj nie porucha. – Ayane uśmiechnęła się wrednie.
- Jakoś mi go nie szkoda. – Itachi odwzajemnił gest,
kręcąc głową.
Kto chce mnie zebrać z podłogi...?
OdpowiedzUsuńBrzuch mnie przez Ciebie boli, a w oczach mam łzy...
Itachi 💗 Jaki on wspaniały.
Jeśli nie skończysz tego opowiadania, lepiej żebyś była gotowa na tortury.
Pozdrawiam. (╯3╰)
Za to opowiadanie sama bym siebie torturowała, gdybym go nie skończyła xD jest to czysta improwizacja, jednak pokochałam je miłością szczerą :D Itachi będzie tutaj mistrzowską postacią :3
UsuńZakochałam się. To było piękne. Itachi i Ayane odwalili kawał dobrej roboty :P Nie śmiałam się tylko i wyłącznie dzięki silnej woli, bo moja mała siostrzyczka postanowiła sobie pospać (śmiech = śmierć) :P
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
Pozdrawiam :)
Dziękuję <3
UsuńTo dobrze, że dałaś radę powstrzymać śmiech! Inaczej miałabym Cię na sumieniu :<
Ja jak pisałam ten rozdział to musiałam sobie robić przerwy, bo aż płakałam xD Dwójka już się powoli pisze :3
Pozdrawiam <3
Padłam! Momentalnie kupiłaś mnie ostatnią sceną xD
OdpowiedzUsuń